poniedziałek, 27 lipca 2015

Pragnienie moje











Dzisiaj, z samego rana
Zobaczę wschód słońca
I nim ukryje się za horyzontem
Ja doczekam się swojej wolności.

Krzyk rozniesie moją radość
Wśród dolin i gór
Nie spłoszy się nikt,
Lecz radość ogarnie wszystkich.

Wyjdę z ukrycia jak pisklę
I zacznę uczyć się latać,
By dotrzeć gdzie przystań
Gdzie serce zostawię.

Lecieć nie widząc lądu
Kierując się kompasem uczuć
Tak każdy pragnie by być
Tam gdzie kochają mnie.

Nie boję się przeciwnych wiatrów
Nie boję się błyskawic i burz
Pragnienie moje dotrzeć do celu
By czuć się wolny wśród swoich.

Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.07.28



piątek, 24 lipca 2015

Chciałbym być tym kim Ty jesteś












Przepraszam i nic nie mów więcej
Ja wiem, że zrobiłem źle
Chciałem być tym
Kim byłem i jestem
Lecz przed tobą
Byłem tylko aktorem,
Który gra do nauczonej roli.

Nie pytaj mnie dlaczego?
Byłaś jak suknia biała
A na twej szyi
Spoczywał brylant
Talizman piękna w czystości.

Zrobiłem błąd, przepraszam
Chciałem Ci zaimponować
Dając ten bursztyn z insektem
Był pięknie oprawiony,
Lecz miał tą skazę,
Którą ma ten kto ukrywa
Prawdę o sobie.

Odchodzisz ode mnie
Jak ptak ze złamanym skrzydłem
Szukając ratunku u ludzi
Z szlachetnym sercem,
Którzy potrafią poświęcić się
Dla innych nie uwłaszczając sobie.
Ich ludzkich słabych nawyków.

Przepraszam i jeszcze raz przepraszam
Weź ten bukiet białych róż
I połóż je na grobie swych rodziców,
W podzięce za czystość w wychowaniu
Ciebie...

Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.07.24




wtorek, 21 lipca 2015

Opowieść gminna

Piorun z jasnego nieba
Uderzył w dach stodoły
Zapaliło się siano i zboże
A łuna rozświetliła wioskę.

Wszyscy pobiegli na ratunek
Tylko jeden chłopiec
Przyglądał się z daleka
Jak gore w wiosce i w łbach.

Minęły lata On wydoroślał
I nikt już nie pamiętał
Jak paliła się stodoła
Tylko On zapamiętał
Kto podpalił stodołę.

Pewnego razu spotkał podpalacza
I pewnym głosem zapytał
Dlaczego się nie przyznałeś?
On spojrzał na niego i powiedział.

A kim Ty jesteś?
Zwykłym człowiekiem
Ja zaś wójtem gminy
I co mi zrobisz
Gdy ja rządzę gminą.

Przeprosił grzecznie i dał mu
Złoty łańcuch,
Który zdjął ze swojej szyi
I wyjechał z kraju,
By móc świadczyć po jego śmierci.

Autor Jacek Marek Krawczyk

Kraków 2015.07.21

poniedziałek, 20 lipca 2015

Twoja miłość to sprawiła

Tyle słów, lecz trudno wyrazić
Jak bardzo Cię kocham
Choć na świecie tyle łez
Ja wiem, że obronisz mnie.

Tak chciałbym spotkać Cię
Powiedzieć to co myślę
Tak chciałbym kochać Cię,
By miłość przekazała bez słów
Ile krzywd spotkało mnie.

Nie pytaj się mnie
Czy byłem wierny?
Ty dobrze wierz,
Ze przecież życie nauczyło mnie
Tak iść by dojść do celu.

Choć nieraz zbaczałem z drogi
Choć nieraz okłamałem Cię
To jednak twa miłość
Zawsze kierowała mnie,
By iść tak jak ty chcesz.

Teraz lat mi przybyło
I wiem co to krzyż,
Lecz przecież bądź miłosierny
Jak ja gdy naśladowałem Cię
Przebaczając tym,
Którzy złamali serce me.

A kiedy stanę u wrót twoich
Przemilczę co to ból
Bo wiem, że będę zdrowy
I mówił jak twój wierny
Po to by żyć z Tobą.

Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.07.20





niedziela, 19 lipca 2015

Jest miłość i są przyjaciele

Jest miłość i są przyjaciele,
Lecz dalej szukam
Tej miłości, którą każdy pragnie
Tą natchnioną,
Tą wymarzoną,
Tą czystą.

Gdy nagle stanąłem
I zobaczyłem światło
Oślepiło mnie nie miłosiernie
I co! i znowu
Jestem człowiekiem
Takim jak wszyscy,
Który przeżył pół wieku

Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.07.19




czwartek, 16 lipca 2015

Wyznanie poety

Wyznanie poety

Krótszy wydaje mi się dzień
Jeszcze dłuższa noc
Chciałoby się powiedzieć
Zycie ucieka z dnia na dzień
Mimo przeciwność losu.

Nic nie robię, lecz czasu ubywa
Siedzę w domu, nie pracuję
Od czasu do czasu coś napiszę
I nikt się mną nie interesuje
Choć każdy wie, to co ja nie wiem.

Twórczość moja jest interesująca
Ja tak sądzę, chciałoby się powiedzieć,
Ze mam talent, lecz nikogo to nie wzrusza
Wszyscy coś czytają, lecz czy mnie
To ja już sam nie wiem, cisza wokół mnie.

Udowadniać ja nie muszę że poetą jestem
Wszyscy wokół mnie się kręcą
Lecz nikt mi nie mówi
Czy ja dobrze piszę czy źle
Wiadomo lepiej milczeć i tak coś napisze.

Czasami gdy czytam wiersze lub widzę poetę
Myślę sobie, no!, on to poeta pełną gębą
Nic nie napisał mądrego, a chwalą go
Jakby sam był wieszczem
Lecz wokół mnie cisza tak to już bywa.

Więc myślę sobie, ale ja głupi!
Każdy się chyba domyśla dlaczego!?
Pisze na blogu nic nie mam za to
Dlaczego piszę!?.., bo jestem człowiekiem,
Który nie garnie pod siebie jak inni...


Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.07.17



czwartek, 9 lipca 2015

Zlecenie

Wziąłem kartkę do ręki i zacząłem czytać;

Byłem lubiany, byłem podziwiany
Miałem o sobie wielkie mniemanie
Wszystko kręciło się wokół mnie
Można powiedzieć bożyszcze rówieśników.

Nic mi nie brakowało, a jednak
Wygląd i uroda moja
Nie wystarczyła, by w przyszłości
Być tym, który ma pozycję i pieniądze.

Więc kiedy popularność spadła
Wtedy postanowiłem pisać wiersze
O miłości i uczuciach i przyjaciołach,
Którzy mnie otaczali gdy byłem idolem.

Wszystko kręciło się wokół mnie
Wspomnienia wracały jak bumerang
Tylko nie potrafiłem to wyrazić
W wierszach, które miałem napisać.

Modliłem się i prosiłem Boga
Czytałem wiersze i powieści,
Lecz kiedy przyszło mi pisać
Tylko łzy pociekły na papier.

Chciałem za wszelką cenę pokazać,
Ze potrafię samodzielnie myśleć
Chciałem udowodnić,
Ze potrafię samodzielnie myśleć.

I wtedy gdy się poddałem
Przyszła mi myśl nie rozsądna
Pisać, przepisać obcych poetów,
Którzy pisali w obcym języku.

Mama z tatą nie mogli uwierzyć
Syna nawiedziła Muza Pyta
A ja składałem wyraz do wyrazu
I coraz ładniejsze wiersze pisałem.

Teraz gdy już kończyłem studia
Postanowiłem napisać książkę
Na podstawie wierszy,
Które pisałem pod pseudonimem Merkury.


I wtedy poznałem Jolę moją połowicę,
Która była tak szlachetna i ładna,
Ze żeby udowodnić jak ją kocham
Zerwałem z pisaniem, a zacząłem pracować.

Pamiętam jak dziś dostałem list,
List był długi i pisany wierszem
Od kogo to nie wiedziałem,
Ale był podpisany Merkury.

Gdy zacząłem czytać wtedy zrozumiałem,
Ze wszyscy moi dawni przyjaciele
Mają moją twórczość
Pisaną prze zemnie, lecz nie moją.

Wtedy serce zaczęło bić jak młot
Poczułem ból w pierś-ci
I padłem jak kłoda w swoim pokoju
Mówiąc nie zarobię ani grosza.

Autor Ptak Kowalik
Kraków 2015 rok

Skończyłem czytać i wtedy zrozumiałem
To co wiedzieli wszyscy
Tylko nie Ja,
Ze mój brat nie był poetą
Tylko zwykłym kryminalistą,
Który co prawda jeszcze nie siedział,
Ale w każdej chwili może pójść do pierdla.

Koniec
Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.07.09

Utwór został napisany prze zemnie,
a wszystkie postacie w utworze zostały
prze zemnie wymyślone jak i miejsce i akcja utworu.
Jacek Marek Krawczyk



środa, 8 lipca 2015

Zlecenie

Byłem już przygotowany
Rozmowa miała trwać krótko i rzeczowo
Jeżeli syn będzie umiał rozsądnie ripostować
To myślę, że już będę wiedział
Co mój syn zamierza z dalszym życiem robić

No witam syneczka!
Jesteś spóźniony prawie godzinę
A ja mam do ciebie tyle pytań
Przepraszam, ale musiałem odprowadzić Izaurę
A kto to jest?
Twoja kuzynka
Chcesz powiedzieć, że brata córka jest w Krakowie
To ty o tym nie wierz
Przecież mówiłem mamie

Mama mamą, ale sprawy zaszły za daleko
Myślę o tobie synu
No wierz, to że myślisz to chyba normalne
A jeszcze normalniejsze gdy cię coś obchodzę
Obchodzisz, obchodzisz
A kto ci dał pieniądze na ten arsenał kosmetyków
Ty!
Ja!
Jeszcze zdziwiony!?
Przecież co miesiąc dajesz mi kieszonkowe
No tak zapomniałem
Właściwie to od trzech lat twoich daję
Chyba pamiętasz od jakiej kwoty
5zł
A no właśnie. To ile teraz masz lat ?
Nie wierz mojej daty urodzenia
Zapomniałem
To ci Ojciec... 17,5 mam lat
A żeby ci przypomnieć moją datę urodzenia
To wyślę ci esemesa
Nie przesadzaj, bierzesz mnie za idiotę
90 zł dostajesz ode mnie, a ile daje ci mama
Tyle samo
Jednak zeszedłem z tematu
Chodzi mi o twojego kolegę gendera
Kogo!?
No wiesz tego z kim się trzymałeś za rękę
Pod pomnikiem Merkurego
Śledzisz mnie!?
To przypadek
Ale dlaczego nie podszedłeś i się nie przywitałeś?
No wiesz, żeby był skandal na całe miasto
Nie rozumiem o co ci chodzi!
Chodzi mi o to, że chyba zaczynasz być genderem
Kim!?
Genderem
A kto to jest?
No to jest ten kogo widzisz na tych fotografiach
I pokazałem fotki leżące na stole
Ja zaraz pęknę ze śmiechu
A co cię tak rozbawiło?
Przecież to kuzynka Izaura
Izaura
To po co ci ten arsenał kosmetyków?
No.., no.., noo..,
Przyznam ci się
Kupiłem je ponieważ chcę być piękny
Jak Merkury!!!
Nie..! jak moi koledzy z klasy
Przecież ja już, a zresztą
Chyba mnie rozumiesz,
Ze szukam dziewczyny
A jak to u saków bywa
Chłop się piękni, a kobiecie ubywa.
A kogo masz na myśli!?
Izaurę
Twoją kuzynkę?
Nie koleżankę mojego znajomego poety
Poety, a jak się on nazywa
Kowalik
Kowalik powiadasz
Zona się martwiła, ze ..,
Jesteś...,
Gender!
No coś w tym rodzaju
To wszystko
Tak...
Ja zwariuję z tymi moimi starymi
Wychodzę, wrócę o godzinie 22
A ić sobie
I poszedł trzaskając drzwiami
Jak to miał w zwyczaju.
Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.07.08
Fragment utworu


Zlecenie

Wszystko skończone
Na reszcie jestem wolny
Teraz będę miał czas
Zająć się moim wydawnictwem

A cha byłbym zapomniał
Miałem porozmawiać z moim synem
O nowej modzie gender
Ponieważ moja żona zauważyła
W łazience cały arsenał kosmetyków
Do których przyznał się syn

Nie wiem jak to nazwać,
Ale chciałem jeszcze raz
Spojrzeć na pomnik Merkurego
Ponieważ poczułem nieodzowny pociąg
Do tego pomnika
Z którym wiąże się wiele faktów
W życiu mieszkańców Krakowa

Poszedłem plantami
Nie śpiesząc się
Tylko zacząłem się wstydzić
Ponieważ ciągle słyszałem
Słowo dzień dobry
I co u pana słychać
I dokąd pan idzie
Oczywiście kłamałem jak z nut
Do bankomatu
Bardzo przepraszam, ale się śpieszę

Już widziałem Merkurego
Gdy nagle zobaczyłem syna,
Który z kolegą trzymając się za ręce
Przyglądali się Merkuremu

Miałem komórkę przy sobie
Więc nawet się nie namyślając
Fotki zacząłem robić
Nie patrząc na jakość
Tylko na ilość

Zawróciłem do wydawnictwa,
Aby z stamtąd zadzwonić do syna
By z nim porozmawiać

Zdjęcie za zdjęciem drukowała drukarka
Chciałem wszystkie mieć w kolorze
Jednak zabrakło tuszu i wyszedłem
Stwierdzając koniec roboty do sekretarki

Gdy przyszedłem do domu
Nie było nikogo
Zacząłem przeglądać zdjęcia
Patrząc na Merkurego
To na mojego syna z chłopakiem
Zauważyłem, że Merkury jest mężczyzną
Natomiast przyjaciel
Jeżeli można tak nazwać
Chłopaka z moim synem
Wyglądał na ni to dziewczynę
Ni to mężczyznę
Właściwie to dwupłciowy
I nagle się przestraszyłem
Myśląc o synu

Przyszło mi wtedy do głowy zdanie poety
Merkury jest lustrem pana syna
Jeżeli dobrze zrozumiałem
To chyba miał na myśli
Zniekształcone lustro
Czyżby wiedział to co ja nie wiem!?
I spojrzałem na TV











Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.07.08

Fragment utworu

Zlecenie

Nie wiem kiedy i nie wiem jak,
Ale byłem już w domu
Zona przygotowała obiad,
Który był w lodówce
Nikogo nie było w domu
Tylko ja sam

Jadłem i przyglądałem się Merkuremu
Myślałem co w nim jest,
Ze jest talizmanem poety
Gdy nagle otworzyłem okno
I fotografia Boga Merkurego
Spadła na dywan odsłaniając
Rewers zdjęcia na którym było zdanie
Dukat do dukata zbieraj i nie myśl
o szczęściu bo go stracisz, lecz
zyskasz władzę mając mnie w sercu.

Już pojedzony usiadłem przed TV
Gdy nagle zadzwonił telefon
Odebrałem, lecz cisza była w słuchawce
Zacząłem wołać halo, halo, halo
I po chwili usłyszałem głos
Czy to pan Zbigniewem Chlebowski
Tak to ja
Chciałem z panem się umówić
Czy przyjdzie pan o 24 dzisiaj
Pod pomnik Merkury
Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie
Ponieważ nie wiem z kim mam do czynienia
Zna mnie pan bardzo dobrze
Nazywam się Zapiórkowski Władysław
Ale dlaczego tak późno
Ponieważ, a zresztą porozmawiamy pod Merkurym
Będę na pana czekał
I cisza w słuchawce

Wszyscy już spali w domu
Tylko ja jak głupek czekałem
Na godzinę 11.20 aby wyjść z domu
Na spotkanie z Zapiórkowskim
Dlaczego chciałem się z nim spotkać
Ze zwykłej ciekawości
Bądź co był autorem książki,
Którą chcę wydać.

Przyjechałem swoim samochodem
Pod pomnik Łokietka i czekałem
Kiedy się zjawi Zapiórkowski
Chciałem celowo się spóźnić,
Aby więcej adrenaliny wydobyć
Z tego nieoczekiwanego spotkania

Jest już pan!
Już miałem sobie pójść do domu
Muszę wycofać się z kontraktu
Po prostu nie mogę wydać mojej książki
Popełniłem błąd w tytule
I wszystko się wydało

Nie rozumiem przecież pan mówił,
Ze wszystko pan wymyślił
I nie można identyfikować postaci z nikim
Skłamałem
Myślałem, że się uda
Ale, wszystko się wydało
Gdy zatytułowałem moją książkę
Przebiegły Bóg”

Ja ją jeszcze nie czytałem,
Ale kogo pan miał na myśli
Pisząc tą książkę
Merkurego

Może pan mi to wytłumaczyć logicznie
No cóż pan ją nie czytał,
Ale opisuję w mojej książce
Mechanizmy i korupcję kupców
W naszym mieście
Czyli!
W Krakowie

Niech to szlak trafi
Ma pan pieniądze
Jakie pieniądze
Za wycofanie się z kontraktu
A jeżeli o to chodzi to mam
Proszę przeliczyć
Wierzę panu na słowo
No to wszystko, do widzenia
Panie Zapiórkowski krzyknąłem za nim
Co pan chce jeszcze ode mnie?
Dlaczego pan umówił się właśnie tutaj
I tak późno
Bo, bo mi kazali
To panu kazał!?
Merkury
A kto to jest
Muszę już iść i poszedł sobie.

Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.07.08
Fragment utworu


wtorek, 7 lipca 2015

Zlecenie

Czternaście dni muszę czekać
Niewiele zostało mi czasu
Czas nagli, jeżeli udowodnię,
Ale to rola poety, nie moja.

Ruszyłem szybkim krokiem
W kierunku ul. Wielopole
Do redakcji dziennika,
By napisać krótki artykuł
O zabawie nastolatków
W liceum urządzonej
Z okazji dnia wagarowicza.

Wszedłem do biura mojego
I o mało serce by mi stanęło
Gdy za moim biurkiem
Siedział Dyrektor Dziennika

Zbladłem ponieważ już po postawie Dyrektora
Wiedziałem, że będą kłopoty
Przyszedł pan wreszcie
Długo na pana czekałem
Brak mi słów,
Lecz podpisze pan zwolnienie
I będzie pan przychodził
Kiedy się panu spodoba,
Ale nie do biura, a do domu

Niech to szlak trafi pomyślałem
Jeszcze chciałem powiedzieć,
Aby mi dał jeszcze jedną szansę,
Ale przemilczałem wzburzenie i pokorę
I podpisałem, że zostałem zwolniony
Na moją prośbę za porozumieniem stron

Do widzenia panie Chlebowski
I myślę, że nie wyda pan tej książki
Którą wszyscy się interesują
Po za mną i moimi przyjaciółmi

Pan chyba żartuje!
Właśnie korygują ją
I myślę, że za dwa tygodnie
Podpiszę zgodę do druku.

Ja już pana nie będę prosił,
Jednak wiem, że jest pan zainteresowany
Naszym Bogiem Merkurym,
Który stoi i będzie stał
Tam gdzie stoi

Nie rozumiem o co chodzi!?
Pan zrozumie gdy poczuje pan
Ten zapach pieniędzy,
Który jest tym bardziej mocniejszy
Gdy ich się ma coraz więcej

To wszystko co pan ma mi do powiedzenia
Tak
Pozwoli pan, że wezmę swoje rzeczy
I już się wynoszę
Niech pan nie zapomni na stróżówce
Oddać czip identyfikacyjny
Niech się pan nie denerwuję
Oddam.
Powodzenia i wyszedł z biura

Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.07.07
Fragment utworu


poniedziałek, 6 lipca 2015

Zlecenie

Wyszedłem z lokalu Feniks
Udając się wprost na przystanek
Jednak zrezygnowałem z autobusu
Machnąłem ręką i pojechałem taksówką

Proszę mnie zawieść na planty
Pod Barbakan muszę zobaczyć
Czy jeszcze czeka na mnie
Mój syn umiłowany.

Trzasnąłem drzwi taksówki
I szybkim krokiem poszedłem
Pod pomnik Merkury,
By spotkać się z moim synem

Patrzę na zegarek godzina 13.13
Już go nie będzie
Spóźniłem się o 13 minut
Gdy nagle spostrzegłem poetę,
Który robił zdjęcie Merkuremu

I znowu się spotkaliśmy
Pan mnie śledził, zapytał
Chciałem przemilczeć spotkanie
Lecz powiedziałem prawdę.

No tak pan wie i ja wiem,
Ze Merkury to lustro pana syna,
Nie rozumiem odpowiedziałem
On tylko spojrzał na mnie i wręczył mi fotografię
Pan robił to zdjęcie teraz
Skądże znowu
Ja je zawsze noszę przy sobie
Bo jest to mój talizman

Spojrzałem na zdjęcie i zrozumiałem,
Ze poeta jest jak śledczy
Choć brak mu psów
To jednak potrafi przewidzieć
Gdy jest pod natchnienie
To co ja nie wiem

Do widzenia panu i czekam na pana
Za dwa tygodnie w lokalu Feniks
Mam na dzieje, że przyniesie pan
Ze sobą wiersz o moim poecie

Do widzenia i proszę zachować zdjęcie
Niech pan pamięta to Merkury
Bóg najpiękniejszy w tym mieście.

Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.07.06
Fragment utworu



niedziela, 5 lipca 2015

Zlecenie

Umówiłem się z poetą
Dlaczego?
Ponieważ pisał od serca
A co pisał?
To co czół i przemyślał
Opisując w swoich wierszach.

Zaprosiłem go do Feniksa
Każdy krakowianin wie
To co ja wiem
Gdzie znajduje się

Usiadłem za stolikiem
Kelnerka podeszła z uśmiechem
I zamówiłem małą czarną ze śmietanką
A do tego papieską kremówkę

Stolik ustawiony był
Na wprost lustra
Tak jak drzwi wejściowe
Piłem spokojnie kawę i czekałem

Wtem wszedł do Feniksa
Przystojny młodzieniec
Dałem mu sygnały,
Aby usiadł koło mnie

Spojrzał na mnie spod oka
Była chwila wahania
Lecz widziałem, że postanowił
Ruszył szybkim krokiem
Tam gdzie ja siedziałem

Podałem rękę mu
On mi się odwzajemnił
Usiadł za stolikiem
Bardzo uśmiechnięty

Pana godność zapytał,
Jak się pan nazywał?
Ja będąc skromny
Szeptem odpowiedziałem
Zbigniew Chlebowski
Dziennikarz i wydawca
W jednej osobie

A pana godność, zapytałem
Nazywam się Kowalik Ptak
To ten kowalik od ptaka
Nie, od ojca z Jordanowa,
Który nie dawno mi zmarł

Zacząłem rozmowę od propozycji
Jak pan sądzi
Co ja takiego w panu widziałem
Kiedy jest tyle poetów!
Którzy wiersze piszą
A jednak pana wybrałem
Po-trzem dodałem
Może kieliszek wódki czystej
Zaproponowałem

Napić się mogę
Nie gardzę wódką
Lecz wolał bym Coca-Colę
Prosto z lodówki

No cóż upał doskwiera
Może pani pozwoli
I zamówiłem dwie Coca-cole
Prosto z lodówki z lodem

Jak mi wiadomo
Pan pisze wiersze
Mam dla pana zlecenie
Napisać wiersz o poecie
Nawiasem mówiąc
O moim bracie,
Który już nie pisze
Ponieważ wypalił się
Gdy poznał Jolę
Obecnie jego żonę

Ja pisać potrafię
Mam do tego smykałkę
Lecz muszę coś wiedzieć,
Bym mógł pisać o poecie

Mam tylko jego zdjęcie
Miał wtedy 17 lat
I nic więcej nie mogę powiedzieć


Zacząłem go obserwować
Gdy wręczyłem mu zdjęcie
On nawet na nie nie spojrzał
Tylko powiedział
To będzie kosztować
Prawie 45 tysięcy złotych

No cóż jeżeli wiersz mi się spodoba
To wtedy już nawet cena nie będzie wygórowana
Tylko jedno pytanie
Kidy pan zamierza się znowu ze mną spotkać?

Za dwa tygodnie o tej samej porze
I w tym samym miejscu
Czyli tu przy tym stoliku
Zegnam pana i dziękuję za Co-ca – Colę.

Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.07.05
Fragment utworu


Krążyliśmy wokół siebie

Byliśmy jak dwa cienie
Krążyliśmy wokół siebie
Nie jeden partnera miał
A jednak mrok ugasił czar.

Na nowo zacząłem żyć
Już nie jak cień
Lecz ten, który szedł
Przed siebie, a za nim cień.

Forma to nie bywała        
Niby odlew ze słońca,          
                                                                                                                      
Lecz nie doskonała
Dlatego pogubiłem się.




Przypadek to sprawił,
Ze błysk w jej oczach
Ugasił pragnienie
I zgasło słońce na firmamencie.

Tak miłość nadaje blasku,
Ze i bez słońca
Piękno wyjawia się,
A cień znika jak
Kropla wody, która wyparowała.

Autor Jacek Marek Krawczyk

Kraków 2015.07.05

sobota, 4 lipca 2015

Spełniły się życzenia

Pewno dumny jesteś
Spełniły się życzenia
Masz dom i syna
I posadziłeś drzewo.

Co straciłeś?
To co najcenniejsze
Miłość i przyjaciół
Czy Bóg Ci wybaczy?
To się okaże
Gdy umierać będziesz.

Ja wiem
Chcesz wypaść czysty
Być tym
Kim chciałeś być.

Lecz wybacz
Za późno
Ludzie umierają
Ty żyjesz,
Lecz już nie wrócisz
Do lat dziecinnych
Kiedy byłeś niewinny.

Obciążony jesteś
Sny nie dają Ci spać
Przesyt wokół ciebie,
Lecz tak naprawdę
To i Ty starzejesz się,
A rzeczy pozostają
I nie weźmiesz ich ze sobą
Wszystko zostanie tu na ziemi.

A kto Cię pochowa?
Kto zapali znicz?
Kto kwiaty złoży na grobie?
Mnie nie pytaj
Ja też odchodzę.

Powoli

A kiedy będę poproszony
Wtedy będę świadczył
I uwierz żywy czy martwy
Zawsze pozostanie w pamięci
Ten obraz i twe słowa;

Ambitny jestem
I nikt nie zmieni moich planów
Po trupach, a dojdę do celu.

Autor Jacek Marek Krawczyk  
Kraków 2015.07.05







Żeby mnie kochali


To nic kochanie
Przecież wież,
Ze miłość jest
Do pierwszego dziecka,
A potem zaczyna się życie.



To przejście z miłości
Do świadomej postawy
Ze kocha się innych,
Żeby mnie kochali.
Tak jak kocha matka syna.

Więc nie roń łez
Weź się w garść
I kochaj bez słów
Pracą wyrazisz to co
Śniłaś za dziecinnych lat.

Rodzina to już klan
Klan to już siła
By stawić czoło
Wyzwaniom jakie niesie
Zycie by przetrwać.

Chodźmy już do domu
I ty córeczko nasza
Choć jeszcze dziecko
To dobrze wie,
Ze bez nas jesteś jak;

Ćma, która szuka światła,
By spłonąć w ogniu
Które jest złudzeniem
Miłości bez rodziców.

Kraków 2015.07.04
Autor Jacek Marek Krawczyk