środa, 26 sierpnia 2015

Polecam mój drugi blog

Jej władca jak z obrazka...

-35-Jej władca jak z obrazka

Módl się Matuś jak Antoni
Choć ojciec śpi na sianie
Gdy trzeba zapalić gromnice
Którą przyniósł mój Franciszek
Wtedy jak słońce świeciło nad domem.

Ref;
Babciu, babciu ma kochana
Ciągle widzisz obraz Cesarza
Który zabrał Ci męża Józefa
Gdy byłaś mężatką.

Błyska błyskawica jak w oczach kochanka
Którego wypatruje przez okno w noc świętą
Zapalając płomień gromnicy od Franciszka
Takiego jakiego widziała moja Babcia.

Ref;
Babciu Babciu ma kochana
Ciągle widzisz obraz Cesarza
Jednak ja widzę mojego Franciszka
Którego kocham jak Ty Józefa.

Pije Ojciec pije Matka i pije też droga ma rodzina
Mówiąc o ślubach mając pierścionek
Ten złoty jaki miał Franciszek z obrazka
Którego wypatrywała moja Babcia
Widząc już nie Józefa a mojego Franciszka.

Ref;
Babciu babciu ma kochana
Wypatrujesz się w obraz jak Ja
Choć widzisz już nie Cesarza
Lecz męża mojego Franciszka.

Muzyk żydek gra na skrzypcach
Karczma w dymie i stół syty kufli z piwem
Jednak już nie mąż a Cesarz mój Franciszek
Taki dumny ojciec ze swojego syna
Którego nazywał widząc obraz Józefa dziadka.

Ref;
Babciu Babciu ma kochana
Rada mi wciąż szumi w głowie
Jak mówiłaś szukaj męża
Lecz nie dziada a Cesarza Józefa Franciszka

Kraków 2010.IV.16
Autor Jacek Marek Krawczyk

wtorek, 25 sierpnia 2015

Zakochani
















Jesień to taka pora roku
Gdzie barwy potrafią
Zlewać się z miłością.

Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.08.25

sobota, 22 sierpnia 2015

Tylko po cóż ci to?

Po cóż ci to
Ten skrawek ziemi
Na ziemi niczyjej
Gdzie nie ma śladów
Pracy rąk ludzkich
Tylko skwar słońca
I przyroda dzika.

Nie pytaj, uciekam
Od betonowych miast
Tak chcę zacząć
Wszystko od nowa
Nie psuć tego co da mi czas.

A kiedy zakotwiczę
Na ziemi niczyjej
Radość ogarnie mnie
Bo będę wolny
Od przeznaczenia,
Ze tam gdzie człowiek
Tam samozniszczenie czeka nas.

Ocalisz ziemie, ocalisz nas
Tylko po cóż ci to
Gdy za tobą pójdą
Ci co uwierzą,
Ze jest jeszcze lepszy Świat.

No cóż stchórzyłem
Przyznam się wam
Chciałem od nowa ratować świat
Lecz przecież
Na miły Bóg
Nie ma wolności gdy uciekam
Kiedy zostawię za sobą
Ten skrawek ziemi
Zniszczony przez czas.

Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.08.23


Tak się złożyło

Nie zaprzeczyłem twym marzenią
Znałem je na pamięć
Tak jak siebie
Gdy marzyłem.

Uwierzyłem w ciebie
Uwierzyłem w siebie
Tak się złożyło,
Ze zaczeliśmy razem
Spełniaś swe marzenia.

Teraz jesteśmy razem
Wspieramy się na wzajem
Osiągneliśmy marzenie
Być razem i kochać
Póki sił nam starczy.

Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.08.22

piątek, 21 sierpnia 2015

Przyszła sroka do bociana

Przyszła sroka do bociana
Głodna i nie wyspana.
Bociku, bociku pomóż proszę
Ty wiesz jak zdobyć pieniądze.

Bocian spojżał na srokę
I powiedział głośnym głosem
Jam nie godzien twych pochwał
Ja wiem przecież,
Ze bocian nie ma takiej głowy
Jak sroka, która jest głodna.

Sroka uwierzyć nie mogła,
Ze bocian ją odprawił
I na pożegnanie powiedziała
Zaczekam jak odlecisz do Afryki
Wtedy ja będę najedzona.

Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.08.21

czwartek, 20 sierpnia 2015

Tropy

Nie mogłem, powiem wprost
Kochałem, ale już nie kocham.
To nic, przespaliśmy się
To wszystko, odchodzę.

Odchodzisz kochanie!?
To nic, zostanę.
Zamknę za tobą drzwi
I powiem, dobranoc
Spij spokojnie...

Autor Jacek Marek Krawczyk
Kraków 2015.08.20 

wtorek, 18 sierpnia 2015

Wspomnienia z dzieciństwa

Poranny spacer wzdłuż rzeki Wisły
Przypomniał mi uśmiech dzieciny,
Który towarzyszył mi przy zabawie
Rzucając kaczki po rzece Wiśle.

Mewy zaczęły krążyć na de mną
Myśląc o posiłku bo były głodne
Litość wzięła mnie nad nimi
I rzuciłem im moje drugie śniadanie.

Słońce zaczęło mocniej prażyć
Nie chciało się iść do szkoły
Rozebrałem się i zanurzyłem w rzece
Swoje nagie ciało młodzieńcze.

Wspomina te chwile idąc wzdłuż Wisły
Podparty laseczką i pomocną ręką
I opowiadam o moim życiu
Jakie związane są z rzeką Wisłą

Aż dziw bierze jak się zasłuchała
Ta moja opiekunka i myślę sobie
Ze to co ja przeżyłem
Nie przeżyje dzisiejsza młodzież.

Choć też młodzi i z fantazją
To jednak czasy inne
I oprawa dzieciństwa
Jest bujniejsza od mojego.

Autor Jacek Marek Krawczyk


Kraków 2015.06.09

sobota, 15 sierpnia 2015

Kot

Szuru buru miał miał
miał miał szuru buru
Jeszcze głośniej miałczę
miał miał miał
Pewno ktoś mi coś da
za szuru buru miał miał miał.

Autor jacek marek krawczyk
Kraków 2015.08.15

piątek, 14 sierpnia 2015

A kiedy będziemy gotowi

A kiedy wzrok podnoszę
I patrzę ci prosto w oczy
Wtedy nieruchomieję
Tak jestem zakochany w tobie.

Napływa płomień miłości
Ciepło rozpala mnie
I pragnę się rozebrać,
Byś kochała mnie.

Iskierka twoja zamieni
Płomień w ogień,
Który rozgrzeje
Serce moje i twoje

Wzniesiemy się do nieba
Wolnością nasycimy się
A kiedy będziemy gotowi
To jak piórko spadniemy na ziemię.

I znów będziemy tak jak inni
Walczący by żyć,
Aby znów wznieś się do nieba
By poczuć miłości ogień.

Autor Jacek Marek Krawczyk

Kraków 2015.08.15

niedziela, 9 sierpnia 2015

Przyjaźń z Filipem

Gdy słońce prażyło i pewne było, że będzie popcorn do piwa ja czekając do fajerantu w sklepie nagle zobaczyłem jak dostojnie po schodach kroczy gołąb do mojego sklepu. Myślę sobie pewno chce mu się pić i spragniony, ale ponieważ byłem głodny i w ręku miałem kanapkę więc głupio by było gołąbka nie poczęstować. Zamknąłem sklep, aby na drugi dzień znowu go otworzyć w ten afrykański upał. Usłyszałem hejnał z wieży mariackiej i wtedy znowu wszedł gołą ten sam dostojnie po schodach do mojego sklepu. Oczywiście dałem mu picie i jedzenie i wtedy już wiedziałem, że się tak szybko go nie pozbędę. Postanowiłem nadać mu imię Filip, aby bardziej zacisnęły się więzi między nami i odtąd już codziennie przychodził do mnie Filip, albo na śniadanie, albo na obiad i czasami był tak bezczelny, że na wszystkie posiłki nie wyłączając z kolacją. Nastała zima, a po zimie wiosna i wtedy Filip przyprowadził panią pewno Filipową. Myślę sobie jeszcze mnie stań dwie gęby wyżywić, ale pewnego razu mój klient ofiarował się mi pomóc i zaczął przynosić pszenicę z domu. Nie wiem jak się to stało, ale Filip sprowadził sobie kumpli i wtedy zrozumiałem, że już nie dwa gołąbki, ale całe stado trzeba dokarmiać. Nic myślę sobie państwo Filipkowie jakoś sobie poradzą i przestałem karmić gołąbki i wtedy nie wiadomo skąd nie wiadomo jak pod moimi schodami zobaczyłem rannego gołębia i myślę sobie trzeba mu pomóc nie ma inne rady. No i tak ja ratuję gołębia a całe stado gołębi żeruje na tym i je wszystko co im dam. Nic myślę sobie wyzdrowieje odfrunie i będzie spokój i tak się stało. Minęło trzy dni i przychodzi do mnie po schodach dostojnie jak się domyślacie Filip. Zacząłem jak dawniej dokarmiać go i poić, lecz pewnego dnia chciałem sobie zażartować z Filipa i pytam się go „ To ty jesteś Filip?”. Gdy nagle jeszcze nie dokończyłem gdy całe stado gołębi sfrunęło pod schody. Nic kończę już moją opowieść na autentycznych faktach i pozdrawia wasz poeta Jacek Marek Krawczyk Kraków 2015.08.09