niedziela, 9 sierpnia 2015

Przyjaźń z Filipem

Gdy słońce prażyło i pewne było, że będzie popcorn do piwa ja czekając do fajerantu w sklepie nagle zobaczyłem jak dostojnie po schodach kroczy gołąb do mojego sklepu. Myślę sobie pewno chce mu się pić i spragniony, ale ponieważ byłem głodny i w ręku miałem kanapkę więc głupio by było gołąbka nie poczęstować. Zamknąłem sklep, aby na drugi dzień znowu go otworzyć w ten afrykański upał. Usłyszałem hejnał z wieży mariackiej i wtedy znowu wszedł gołą ten sam dostojnie po schodach do mojego sklepu. Oczywiście dałem mu picie i jedzenie i wtedy już wiedziałem, że się tak szybko go nie pozbędę. Postanowiłem nadać mu imię Filip, aby bardziej zacisnęły się więzi między nami i odtąd już codziennie przychodził do mnie Filip, albo na śniadanie, albo na obiad i czasami był tak bezczelny, że na wszystkie posiłki nie wyłączając z kolacją. Nastała zima, a po zimie wiosna i wtedy Filip przyprowadził panią pewno Filipową. Myślę sobie jeszcze mnie stań dwie gęby wyżywić, ale pewnego razu mój klient ofiarował się mi pomóc i zaczął przynosić pszenicę z domu. Nie wiem jak się to stało, ale Filip sprowadził sobie kumpli i wtedy zrozumiałem, że już nie dwa gołąbki, ale całe stado trzeba dokarmiać. Nic myślę sobie państwo Filipkowie jakoś sobie poradzą i przestałem karmić gołąbki i wtedy nie wiadomo skąd nie wiadomo jak pod moimi schodami zobaczyłem rannego gołębia i myślę sobie trzeba mu pomóc nie ma inne rady. No i tak ja ratuję gołębia a całe stado gołębi żeruje na tym i je wszystko co im dam. Nic myślę sobie wyzdrowieje odfrunie i będzie spokój i tak się stało. Minęło trzy dni i przychodzi do mnie po schodach dostojnie jak się domyślacie Filip. Zacząłem jak dawniej dokarmiać go i poić, lecz pewnego dnia chciałem sobie zażartować z Filipa i pytam się go „ To ty jesteś Filip?”. Gdy nagle jeszcze nie dokończyłem gdy całe stado gołębi sfrunęło pod schody. Nic kończę już moją opowieść na autentycznych faktach i pozdrawia wasz poeta Jacek Marek Krawczyk Kraków 2015.08.09