Gdy słońce prażyło i
pewne było, że będzie popcorn do piwa ja czekając do fajerantu w
sklepie nagle zobaczyłem jak dostojnie po schodach kroczy gołąb do
mojego sklepu. Myślę sobie pewno chce mu się pić i spragniony,
ale ponieważ byłem głodny i w ręku miałem kanapkę więc głupio
by było gołąbka nie poczęstować. Zamknąłem sklep, aby na drugi
dzień znowu go otworzyć w ten afrykański upał. Usłyszałem
hejnał z wieży mariackiej i wtedy znowu wszedł gołą ten sam
dostojnie po schodach do mojego sklepu. Oczywiście dałem mu picie i
jedzenie i wtedy już wiedziałem, że się tak szybko go nie
pozbędę. Postanowiłem nadać mu imię Filip, aby bardziej
zacisnęły się więzi między nami i odtąd już codziennie
przychodził do mnie Filip, albo na śniadanie, albo na obiad i
czasami był tak bezczelny, że na wszystkie posiłki nie wyłączając
z kolacją. Nastała zima, a po zimie wiosna i wtedy Filip
przyprowadził panią pewno Filipową. Myślę sobie jeszcze mnie
stań dwie gęby wyżywić, ale pewnego razu mój klient ofiarował
się mi pomóc i zaczął przynosić pszenicę z domu. Nie wiem jak
się to stało, ale Filip sprowadził sobie kumpli i wtedy
zrozumiałem, że już nie dwa gołąbki, ale całe stado trzeba
dokarmiać. Nic myślę sobie państwo Filipkowie jakoś sobie
poradzą i przestałem karmić gołąbki i wtedy nie wiadomo skąd
nie wiadomo jak pod moimi schodami zobaczyłem rannego gołębia i
myślę sobie trzeba mu pomóc nie ma inne rady. No i tak ja ratuję
gołębia a całe stado gołębi żeruje na tym i je wszystko co im
dam. Nic myślę sobie wyzdrowieje odfrunie i będzie spokój i tak
się stało. Minęło trzy dni i przychodzi do mnie po schodach
dostojnie jak się domyślacie Filip. Zacząłem jak dawniej
dokarmiać go i poić, lecz pewnego dnia chciałem sobie zażartować
z Filipa i pytam się go „ To ty jesteś Filip?”. Gdy nagle
jeszcze nie dokończyłem gdy całe stado gołębi sfrunęło pod
schody. Nic kończę już moją opowieść na autentycznych faktach i
pozdrawia wasz poeta Jacek Marek Krawczyk Kraków 2015.08.09